piątek, 22 sierpnia 2014

Prolog

It starts out easy, something simple, something sleazy, something inching past the edge of the reserve.
~Here It Goes Again, OK Go
  Początek naszej historii jest całkiem prosty.
Dwie z nas znały się od dziecka. Bawiłyśmy się razem na ulicy, przy której stoją nasze domy i uczyłyśmy się jazdy na rowerze. Dzieliłyśmy wszystkie nasze sekrety, naprawdę wszystkie, chociaż i to zmieniało się, kiedy dorastałyśmy. Zawsze byłyśmy nierozłączne jak siostry, mimo że nie łączyła nas wspólna krew. To ten rodzaj przyjaźni, o której czyta się w bajkach, o której słyszy się historie, ale mało kto jej doświadczył. Dwie osoby są tak różne, jak to tylko możliwe, dlatego nie wyobrażają sobie życia bez swojej drugiej połówki. 
  Wspomnienie
-Minnie! Minnie gdzie jesteś? - Mała dziewczynka z ciasnym kucykiem złotych włosów, mogąca mieć zaledwie 5 lat szła ulicą ze swoją hulajnogą. Była to zadbana, spokojna ulica na przedmieściach Londynu, po której obu stronach stały domy jednorodzinne z ogrodami, oddzielone od hałasu miasta przez pobliski las. Na twarzy małej dziewczynki widniała determinacja, a jej złote oczy świeciły się inteligentnie. Rozglądała się wokoło, szukając swojej przyjaciółki. Dochodząc do wniosku, że je tu nie ma, podeszła do bramy najbliższego domu.  Chwytając w małe dłonie szczeble bramy nabrała w płuca tyle powietrza ile dała radę i najgłośniej jak umiała krzyknęła: 
-MINNIE!!
Przez chwilę nic się nie działo, tylko z pobliskiego drzewa zerwał się gołąb leśny, pogruhując z zaniepokojeniem. Chwilę później przed dziewczynką pojawiła się młoda kobieta z pogodnym uśmiechem na twarzy. Jej długie blond włosy spływały swobodnie po ramionach.
-Eunice? Czyżbyś szukała Jasmine? - spytała wesoło, na co 5 latka pokiwała głową. -Wejdź kochanie, jest u siebie w pokoju. - poinformowała Eunice mama jej przyjaciółki. 
Dziewczynka z pośpiechem pobiegła w stronę domu, mówiąc po drodze "Dziękuje ciociu Agathe!". Wbiegła po schodach na pierwsze piętro i bez pukania otworzyła białe drzwi, całe poobklejane fluorescencyjnymi gwiazdkami i literami układającymi się w napis Pokój Jasmine. Rozejrzała się po pokoju, którego każdy kąt znała równie dobrze co swoją własną sypialnie.
-Minnie! Szukałam cię, co robisz? - spytała zniecierpliwiona z oczami utkwionymi w drobnej postaci, ubranej w białą letnią sukienkę.
-Nikkie! - zawołała siedząca po turecku na łóżku dziewczynka. Jej duże, ciemnobrązowe oczy uśmiechały się na widok przyjaciółki. -Chodź, pokażę ci coś!
Blondynka posłusznie usiadła na łóżku obok dziewczynki, którą zdrobniale nazywała Minnie. W jej ręku zobaczyła jedną z fluorescencyjnych gwiazdek, którymi ozdobiony był sufit pokoju. Nikkie wiedziała, że jej przyjaciółka uwielbia gwiazdy. Nie tylko gwiazdy, ale też zwierzęta, sok pomarańczowy, bajki Disney'a, przygody, wyzwania, chodzenie późno spać i bycie w ciągłym ruchu. Sama wolała raczej inne rzeczy. Lubiła długo spać i wcześnie chodzić do łóżka, od bajek Disney'a za lepsze uważała historie o piratach, sok pomarańczowy wydawał się jej za kwaśny, a co do przygód... cóż, zdecydowanie wolała o nich słuchać, niż brać w nich udział, ale z jej przyjaciółką nie miała większego wyboru.
-Minnie, to tylko gwiazdka, pewnie odkleiła się od sufitu. - stwierdziła Nikkie ze znudzeniem wzruszając ramionami. 
- Och ja wiem, ale nie o to chodzi! Spójrz tylko co potrafię!
Rzeczywiście, kiedy Eunice znowu spojrzała w dół, coś się zmieniło. Plastikowa gwiazda, zamiast leżeć na dłoni, zaczęła unosić się coraz wyżej w powietrze, aż znalazła się na poziomie wzroku Minnie, która była nieco wyższa od przyjaciółki. Nagle gwiazdka zaczęła świecić, ale nie tak, jak robią to fluorescencyjne, pięcioramienne gwiazdki, ale prawdziwe gwiazdy na nocnym niebie. Nie była już płaskim fragmentem plastiku, ale małą kulą światła. W pokoju zrobiło się ciemno, mimo że za oknem świeciło czerwcowe słońce.
-Jak... - zaczęła blondynka.

- To nie koniec... - wyszeptała Minnie z podekscytowaniem. Kiedy pstryknęła palcami, ożyły pozostałe gwiazdy. Sufit i ściany pokoju zamieniły się w nocne niebo. Dziewczynki z zachwytem przypatrywały się temu widowisku. W lewym rogu pokoju wypatrzyły konstelację, o której Jasmine ostatnio opowiadała przyjaciółce, a chwilę później po suficie przemknęła spadająca gwiazda. Eunice nigdy przedtem nie widziała czegoś takiego. To była po prostu...
-Magia. - powiedziała wesoło dziewczynka w białej sukience.
---
  Trzecia poznała jedną z tych dwóch, kiedy miała 6 lat.
Do przewidzenia było, że się zaprzyjaźnimy. Dwoje magicznych dzieci w mugolskiej szkole podstawowej. Miałyśmy setki wspólnych tematów, o których wcześniej rozmawiać mogłyśmy tylko z naszymi rodzinami. Ministerstwo Magii, nowy model Błyskawicy, Quidditch, lalki MagicDoll, to w jakim Domu chcemy się znaleźć w Hogwarcie kiedy już skończymy 11 lat. Żyłyśmy we własnym świecie, świecie Czarownic i Czarodziei. W świecie którym zabronione było się nam dzielić z innymi.
Wspomnienie
  W zwyczajny, jesienny dzień słońce leniwie prześwitywało przez korony drzew na placu zabaw przy Bayswater Road w Londynie. Dzieci biegały we wszystkich kierunkach, tak że nadzorującym je nauczycielkom z pobliskiej szkoły, Wetherby School, trudno było utrzymać porządek. Podczas gdy większość siedmiolatków bawiła się na huśtawkach, zjeżdżalniach albo grała w zbijaka, dwie dziewczynki spędzały czas pod starą płaczącą wierzbą. Jedna z nich oparta była plecami o pień drzewa i wymachiwała złamaną gałązką. Westchnęła i ze znużonym wyrazem twarzy zwróciła się do swojej towarzyszki. 
-Jasminnie... Ona znowu przestała działać!
Druga dziewczynka odwróciła się w jej stronę mrużąc duże brązowe oczy. Usiadła z wyprostowanymi nogami, również opierając się o drzewo.
-Tak szybko? Może musimy spróbować czegoś innego Shelly! Hmm, zobaczmy. - mówiąc to wyjęła z prawie alabastrowej w barwie dłoni swojej przyjaciółki gałązkę. Kawałek drewna był przełamany i kiedy rozchyliła obie połowy, wyjęła ze środka sowie pióro.
- Może spróbujemy z naszymi włosami? W końcu, skoro jesteśmy czarownicami, to w nich też musi być jakaś magia! - powiedziała podekscytowana i nie czekając na odpowiedź Shelly wyrwała jej kilka ciemnych blond włosów z czubka głowy.
-Au! Zwariowałaś?! - syknęła z niedowierzaniem patrząc na siedmiolatkę.
-Oj, nie dramatyzuj, nie zrzuciłam cię przecież z miotły! To tylko kilka włosów. - Odpowiedziała jej druga dziewczynka uśmiechając się i szturchając blondynkę łokciem, dzięki czemu ta
 od razu się rozpogodziła.
-Dlaczego używamy tylko moich włosów?
-Bo ty jesteś czystej krwi. Może są bardziej magiczne? Sama nie wiem, nie przemyślałam tego.
-Użyjmy też twoich, tak będzie sprawiedliwie.
 Bez narzekania drobniejsza z dwójki wyrwała i sobie włosy, wkładając je w miejsce sowiego pióra.
-Gotowe! To co czarujemy? - spytała, a jej oczy aż świeciły się od entuzjazmu.
  Druga dziewczynka sięgnęła po swój tornister i wyjęła z niego oprawioną w brązową skórę książkę. Na okładce widniał tytuł "Standardowa księga zaklęć, stopień 1".
-Jeju... - westchnęła brunetka z zachwytem. - jak ją zdobyłaś?
-Mama trzyma swoje stare podręczniki w bibliotece. - powiedziała blondynka - Nie mogę się doczekać, kiedy kupię swoje własne. - Kiedy to mówiła, druga z nich wertowała już z zaciekawieniem książkę. Jej długie brązowe włosy prawie dotykały papieru. Zatrzymała się na jednej ze stron i postukała palcem wskazującym miejsce, w którym ozdobnymi literami napisana była nazwa zaklęcia.
-Co powiesz na to?
-Hmm? - spytała jej przyjaciółka wytężając swoje niebieskie oczy. - Aguamenti? Czemu nie!
-Ok, spróbuje pierwsza...Aguamenti!
Z prowizorycznej różdżki wypłynęła delikatna stróżka wody. Dziewczynki zrobiły niezadowolone miny.
-Teraz twoja kolej. Masz. - Druga przyjaciółka wzięła do ręki różdżkę.
-Ekhm... Aguamenti! - Tym razem z patyka wypłynął nieco silniejszy strumień wody niż poprzednio. 

-Jak tak dalej pójdzie, to będziemy najlepszymi czarownicami w Hogwarcie! - Niebieskooka dziewczynka aż klasnęła w dłonie z radości. Po prostu lubiła być najlepsza.
Brunetka roześmiała się widząc zachowanie swojej towarzyszki, ale w jej oczach ukrywał się smutek.
-Shelly... - zaczęła mówić, bawiąc się guzikiem swojego burgundowego mundurka. Regulaminowym strojem dziewczynek w Wetherby School był burgundowy żakiet z herbem szkoły, biała koszula, spódnica i szare przed kolanówki.
- Tak Minnie? - odpowiedziała ubrana w jednakowy strój siedmiolatka.
- Myślisz że... hmm, jeśli znajdziemy się w innych domach w Hogwarcie, to dalej będziesz moją przyjaciółką? - spytała bez skrępowania, zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Oczywiście że tak! Nie masz się o co martwić. No, chyba że byłabyś w gryffindorze. Moi dziadkowie chyba zabroniliby mi się wtedy do ciebie odzywać. Rodowa duma, czy coś równie głupiego, ale oczywiście - stwierdziła ironicznie, co było nietypowe dla dzieci w jej wieku - jak mogłabym się im sprzeciwić? Nie, jeśli zostaniesz Gryfonem, to nie ma mowy! - dodała z udawaną powagą.
- Och tak? W takim razie, co powiesz na to! - zawołała wesoło brunetka, celując różdżką w dziewczynkę.

- Łaski, potężna czarodziejko! - zawołała ze śmiechem. Pewnie gdyby Minnie była jej wrogiem, trochę by się bała, bo magia dziewczynki była naprawdę bardzo silna. 
-Colovaria!* - wykrzyknęła, a kosmyk blond włosów jej towarzyszki nagle zmienił barwę na soczyście zieloną. Obie dziewczynki przyglądały się mu z zachwytem.
-Chciałabym być już w Hogwarcie. - westchnęła blondynka, a jej ciemnowłosa przyjaciółka z równie tęsknym westchnieniem oparła głowę na jej ramieniu.

- - -

  Drugą poznała w pociągu, 1 września, chociaż minęło kilka lat, zanim połączyła je przyjaźń. 
Wspomnienie
 Chaos, tak najlepiej można określić to, co działo się na peronie 9 i 3/4 stacji Kings Cross pierwszego września. Chaos, harmider, zamieszanie... Dorośli czarodzieje i czarownice żegnały dzieci, które miały zaraz wyruszyć błyszczącym, czerwonym pociągiem do Hogwartu, szkoły Magii i Czarodziejstwa. Niektóre pociechy po raz ostatni przytulały rodziców, zanim wybije godzina 12. Inne, przeważnie starsze dzieci, machały już do swoich rodzin z okien przedziałów. Jedna z sów uciekła swojemu właścicielowi i, zadowolona, czyszcząc pióra, siedziała na tabliczce informującej, że znajdują się na magicznym peronie.
  W jednym ze zwyczajnych, ośmioosobowych przedziałów spokojnie siedziała już grupa dzieci. Drobna dziewczynka z rudymi włosami poprawiała okulary swojego kuzyna, który tak jak ona po raz pierwszy miał udać się do magicznej szkoły. Jego o rok starszy brat siedział, a właściwie leżał, na siedzeniach w aroganckiej pozie. W rogu, przy samych drzwiach miejsce zajmował jeszcze jeden, dość nieśmiały jedenastolatek. Bardzo jasne, wręcz białe włosy zasłaniały czoło tuż nad jego niebieskimi oczami, które zwrócone były w stronę korytarza, widocznego przez oszklone drzwi.
 Nagle odezwał się gwizdek sygnalizujący odjazd. Troje spokrewnionych ze sobą dzieci wychyliło się w stronę okna, by po raz ostatni pożegnać swoją rodzinę - grupę rudych, blond i czarnowłosych dorosłych i kilkorga dzieci. Jednak jasnowłosy chłopiec nie wychylał się w stronę rodziców. Wydawało się, że powiększająca się odległość między nim, a Londynem, przynosi mu ulgę.
 - James, widziałeś Dom? Chyba nie została z ciocią Fleur na peronie! - zaniepokoiła się piegowata dziewczynka, myśląc o swojej kuzynce, która znana była z pakowania się w kłopoty, tak jak kilkoro innych dzieci w ich dużej rodzinie. Dwunastolatek przewrócił jednak leniwie brązowymi oczami.
 - Wyluzuj, Rosie, pewnie spotkała jakieś inne pierwszaki, zaraz tu będzie. - powiedział, spuszczając nogi na ziemię. - Możliwe, że jest z Rox, Molly i Fredem, bo twoje towarzystwo jest dla niej nuudne. - dodał ze śmiechem, ale rudowłosa chyba nie wzięła tego za żart, bo spojrzała na niego spode łba.
-A nie pomyślałeś, że może ma dość ciebie, bo jesteś takim aroganckim kretynem? - uszy Rose zaczerwieniły się tak jak jej taty, kiedy był zdenerwowany. Chłopiec tylko uśmiechnął się zadowolony, że osiągnął swój cel, a mianowicie wydobył z dziewczynki rodzinny temperament. Tak samo zachowywał się wobec swojej młodszej siostry. Lily, Rose, Dominique i jego mama Ginny  były bardzo do siebie podobne.
- Możesz to sobie wmawiać, Rosie, ale prawda jest taka, że jestem zbyt niesamowity, żeby można było mieć mnie dość.
Zanim którekolwiek z siedzących w przedziale dzieci zdążyło mu na to odpowiedzieć, drzwi prowadzące na korytarz otworzyły się z cichym trzaskiem. W przejściu pojawiły się dwie jedenastolatki, ubrane tak jak pozostali w mugolskie ubrania. Jedna z nich, wyższa, z brązowymi włosami, uśmiechała się, podczas gdy druga, wyglądająca zza pleców towarzyszki patrzyła nieśmiało na otaczające ją rzeczy i ludzi.
-Cześć, czy te miejsca są wolne? Wszędzie jest tłok, albo starsze dzieciaki. - zapytała stojąca z przodu dziewczynka.
-Emm... jasne, siadajcie. - powiedział chłopiec noszący okulary. Kiedy tylko to zrobił, brunetka weszła do przedziału, ciągnąc za sobą drugą dziewczynkę i siadając na przeciwko nich, obok blondyna.
-Mam na imię Jasmine, a to jest Eunice. Miło was poznać. - przedstawiła się, Eunice powiedziała "hej".
-Jestem Albus, to mój brat James, a ta dziewczyna to moja kuzynka...
-Rose, cześć! - przerwała mu wesoło rudowłosa, wyciągając rękę w stronę dziewczynek, które uścisnęły ją z uśmiechami.
- A ty kim jesteś? - Rose zwróciła się do chłopca z jasnymi włosami. Od dłuższego czasu wręcz zżerała ją ciekawość, kim jest i dlaczego wcale z nimi nie rozmawia.
Chłopiec wyprostował się, dzięki czemu okazało się, że jest dużo wyższy niż się wszystkim wydawało.
-Mam na imię Scorpius. - powiedział.
-Scorpius? - spytała Jasmine. - Och, czy ty nie jesteś kuzynem...
-Scorpius Hyperion Malfoy! Wszędzie, dosłownie wszędzie cię szukam!!! - do przedziału ze złością wpadła dobrze zbudowana dziewczynka w zielonej sukience. Jej niebieskie oczy były lekko zmrużone a usta uchylone po męczącej podróży przez prawie całą długość pociągu. - Miałeś być w przedziale pod koniec pociągu, a nie na początku! A ja jak głupia szukałam cię w całym pociągu... wiesz jakie to irytujące?!
 W trakcie swojego narzekania niebieskooka usiadła na jednym z wolnych miejsc naprzeciwko Scorpiusa. Chłopiec natomiast przestał być nieśmiały, uśmiechał się siedząc w rogu, ale już nie wydawało się to spowodowane stresem. Jego oczy świeciły się z rozbawienia i pozostałym dzieciom coś mówiło, że wcale nie zapomniał, gdzie ma się spotkać ze zdenerwowaną dziewczynką. Rose i Eunice patrzyły na niego z niedowierzaniem, a James i Albus z rozbawieniem, bo sami lubili płatać rodzicom i kuzynom podobne figle. Tylko dziewczynka z brązowymi włosami nie przyglądała się Malfoyowi, jej uwaga skupiona była na nowo przybyłej.
-Shelly? - spytała.
Dziewczynka na dźwięk znajomego zdrobnienia spojrzała na nią z ciekawością, którą po chwili zastąpiła radość.
-Minnie!
Obie pomachały do siebie z radością i zaczęły opowiadać jak za sobą tęskniły od zakończenia szkoły. Eunice przyglądała się temu z dezorientacją i nutą niezadowolenia. 

-Och, wybaczcie! - powiedziała ciemnowłosa. - Shelly, to jest moja przyjaciółka Eunice. Eunice, poznaj Shelly!
Dziewczynki zmierzyły się wzrokiem. Obie myślały o tym samym, nie były do końca zadowolone, że muszą się dzielić swoją najlepszą przyjaciółką. Jednak gdzieś w środku czuły, że ten konflikt można jakoś rozwiązać. A już niedługo miało się okazać, że rozwiązanie zaowocuje długą przyjaźnią.
- - -
  Jak już się pewnie domyślacie, było nas troje. Trzy dziewczyny, które łączyło to, jak bardzo różniły się od innych. 
Pierwsza z nas, to Jasmine Wood, półkrwi.
Zawsze chciała brać od życia tyle, ile ma do zaoferowania.
Druga, to Mishelle Greengrass, czystej krwi.
Uwielbiała cieszyć się zwykłymi chwilami z życia, które postrzegała jako dar.
Trzecia nazywała się Eunice Marin, mugolak.
Dobre książki, zasady do złamania i najlepsza przyjaciółka były jej wyznacznikiem dobrej zabawy.
  Jasmine byłą tą wysoką, o drobnej budowie. Miała duże, migdałowe oczy, równie brązowe co jej gęste, orzechowe włosy, które sięgały do połowy łopatek. To niby zwyczajne połączenie, z jej regularnymi rysami i wieczną opalenizną wyglądało zdaniem niektórych zjawiskowo. Według niej, wyróżniało się jedynie w tłumie. Była radosną osobą, która potrafiła dostrzegać piękno wszechświata. Zarażała ludzi wokół siebie optymistycznym spojrzeniem na życie, ale nie potrafiła obejść się bez odrobiny ironii. I choć nie wierzyła w siebie, to miała dwie najlepsze przyjaciółki, które nigdy nie wątpiły w jej wartość.
  Mishelle była tą z niebieskimi oczami w kształcie migdałów. Była ciemną blondynką, włosy sięgały jej do ramion i zawsze mierzwiły się pod wpływem wilgoci. Kochała eksperymenty kulinarne, przez co nie miała idealnej figury, ale w ogóle się tym nie przejmowała. Bo Mishelle rzadko kiedy przejmowała się opinią innych ludzi. Poza Jasmine i Eunice. To one stanowiły dla niej wyrocznię zarówno w sprawach banalnych, jak i najwyższej wagi.
  Eunice była tą blond. Ze złotymi oczami, jasną cerą i sięgającymi talii złotymi włosami wyróżniała się wśród przyjaciółek. Oprawki okularów dodawały jej tylko uroku godnego księżniczki z bajek Disneya. Sama nigdy nie potrafiła znaleźć plusów w swoim wyglądzie. Umiała natomiast dostrzec je w każdej sytuacji. Nawet kiedy pakowała się w poważne kłopoty wierzyła, że istnieje banalne rozwiązanie, i co ciekawe zawsze tak było. Uwielbiała wprowadzać ogólne zamieszanie, a jej momentami absurdalne poczucie humoru potrafiło zawsze podnieść na duchu.
  Czasem, przyjaźń jest prosta i naturalna, a czasem potrzebuje lat znajomości albo wspólnych doświadczeń, jednak im trudniej się ją zdobywa, tym większą ma wartość. W trójkę byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami, chociaż jak wszyscy, każda z nas miała swoją własną drogę. Potem pojawili się inni, miałyśmy różnych wrogów i przyjaciół.
Była tam rodzina pełna piegów i rudych włosów, na której zawsze można było polegać.
Byli ich kuzyni z francuskimi korzeniami, w których znaleźć można było wiernych przyjaciół. 
 Była tam też rodzina żyjąca w blasku flesh'ów z powodu sławy ich Ojca. Czasem aroganccy i nie bieżący życia na poważnie, ale bez względu to równie, a czasem i bardziej wspaniali niż pozostali.
Miałyśmy też zabawnych krewnych oraz wkurzających kuzynów, ukryte miłości i jawne konflikty.
  Po pięciu latach kawałów, imprez, kłótni, treningów quidditcha, zarwanych nocy, wojen między domami, pocałunków, rozstań i uraz. Po pięciu latach miłości i śmiechu. Po tych niepowtarzalnych pięciu latach wszystkiego, co życie dało nam doświadczyć znalazłyśmy się tutaj.
Ale tutaj, to znaczy gdzie?


____________________________________
Colovaria - zaklęcie które sprawia, że obiekt lub istota żywa zmienia swoją barwę.

  Witam wszystkich czytelników opowiadania, które poświęcone jest Nowej Generacji. Nosi ono tytuł "The Perks Of Being The Next Generation", zainspirowany książką Stephena Chbosky'ego.
Mam nadzieję, że prolog wszystkim się spodobał, jeśli tak, serdecznie proszę o zostawienie chociażby krótkiego komentarza. To nie boli, a wywołuje dużo radości! :)
Możecie też zostawiać adresy własnych opowiadań w Sowiej Poczcie. Czekamy na wasze sowy!
  Autorkami tego opowiadania są: Jasmine (to ja!), Popielatte i Eunika. Rozdziały na tym blogu podzielone będą na 4 części, każda pisana z innej perspektywy. Perspektywy Jasmine Wood, Mishelle Greengrass i Eunice Marin, oraz z punktu widzenia narratora, czyli podobnie co wspomnienia w prologu.
Na zakończenie zdradzę jeszcze, że będzie to historia o przyjaźni, jej prawdziwej naturze. O uwalnianiu się od problemów, które istnieją w naszych głowach, o ucieczce i walce. O wierze w siebie, w innych i w to, co niewidzialne. Historia stawania się dorosłym, bo nikt z nas nie może na zawsze zostać dzieckiem.